piątek, 9 listopada 2018

1.11, czyli smutek i radość na Wszystkich Świętych


Listopad zawsze zaczynał się deszczowo, pochmurnie lub wręcz ze śniegiem. Też Wam się kojarzy z wybiegiem kurtek jesiennych na cmentarzu? W tym roku była tak piękna pogoda, że aż miło było postać wśród tych złotych liści w słońcu i przespacerować się, aby zapalić kilka lampek.

Kiedyś jedynym tematem była pogoda, wiązanki, znicze, złodzieje cmentarni i korki. Kojarzę wspominki zmarłych osób, zabawnych momentów z nimi związanych, czy też uronionej łzy nad grobem, ale nigdy nie przeżywałam tego wewnętrznie. Nie zastanawiałam się ani nad ich życiem, ani nad życiem ogólnie. Po prostu nie myślałam o niczym z wyjątkiem wycieczki na cmentarz i ciepłego obiadu po powrocie. Zmieniło się to jednak kiedy zmarła moja Babcia. Wiecie dlaczego? Bo wcześniej nad grobem Dziadka, w towarzystwie Babci zbierało się kilkanaście osób. Razem śmieszkowaliśmy, dowiadywaliśmy się co u nas słychać, a potem wspólnie jechaliśmy do Niej, przygotowywaliśmy obiad dla wszystkich i spędzaliśmy wspólnie popołudnie w jej ogromnym pokoju.

Ale Babcia zmarła. Nie umiem rozmawiać o śmierci, pogodzić się z nią i przeżyć tego jakoś inaczej niż płakać na samo wspomnienie. Może kiedyś dojrzeję to innej reakcji ;).

No i stało się, lipiec 2014. Babcia przeżyła piękne 93 lata i odeszła na "tamten" nieznany świat (niech każdy sobie wierzy w co chce - niczego nie narzucam od siebie). Przyszedł 1.11.2014 roku. Zebraliśmy się wspólnie na cmentarzu, powspominaliśmy ją, pojechaliśmy na obiad do tego dużego pokoju. I tam było już inaczej. Taka pustka i smutek unosiły się w powietrzu. Nawet się nie rozpisuję dalej, bo już mam łezki w oczach.

I kolejny rok. 1.11.2015. Każdy nagle przyjeżdża o godzinie jaka jem pasuje, już nikt nie dopasuje się do babci, tylko do swojej rodziny. Od tego 2014 roku przestałam z taką regularnością widywać tę część rodziny. Mama mówiła, że taka jest kolej rzeczy i po śmierci rodziców każdy zamyka się w swoim gronie, buduje swoją historię, rodzinę i tak się do koło toczy. Właściwie się z tym zgadzam i myślę, że to całkiem naturalna kolej rzeczy. Ale od tego czasu zaczęłam przeżywać ten dzień i inaczej na niego patrzeć.

Dlaczego tak bardzo nie doceniamy życia? Złościmy się na swoje drugie połówki, wkurzamy na rodziców, mając zły humor powiemy coś niemiłego lub nie uśmiechniemy się do sympatycznej pani w warzywniaku. Oczywiście, każdy ma prawo do złego nastroju, czy gorszego dnia, a nawet do potrwania w nim chwilę, ale nie kosztem psucia humoru innym dookoła. Co więcej, czasami takie wypowiedziane w złości słowa nie zawsze da się cofnąć wytłumaczeniem, że ma się zły humor. Do tego dochodzi taka zwykła życzliwość i empatia do ludzi wokół.

Przeżywam ten dzień, bo patrzę na moją rodzinę i potrafię aż rozpłakać się ze szczęścia, że ich mam i obiecuję sobie, że będę najbardziej wyrozumiała jak się da wobec nich, bo to najważniejsze dla mnie osoby.
Patrzę na mojego K. i zastanawiam się po cholerę się go czepiam codziennie o ten nieodwieszony ręcznik i przez to nieraz zdarzyło mi się popsuć jakiś fajny nastrój i nasze dobre humory.
Patrzę na przyjaciół wokół i nie rozliczam ich z tego, ile razy się odezwali, ale robię własny rachunek sumienia. Zastanawiam się nad tym kogo warto mieć dookoła siebie, a kto jest niestety tylko stratą czasu. W tym roku weryfikację przeszło wiele znajomości w związku z moją przeprowadzką, bo jak jeżdżę w stronę Trójmiasta to nie mam tyle czasu co dawniej i muszę nim mądrze gospodarować, żeby spędzić go wartościowo i wyciągnąć z każdego dnia jak najwięcej, a co za tym idzie… spotykam się po prostu z osobami, na których mi zależy.

Patrzę też na siebie. I chociaż na co dzień doceniam, że jestem zdrowa, mam 2 ręce, 2 nogi i całkiem sprawny umysł, tak w tym roku zwróciłam uwagę na coś innego. Tego nie można tylko doceniać. Z tego trzeba się niezmiernie cieszyć każdego dnia, bo przecież nie wiem, czy niedługo nie dopadnie mnie rak, czy inne cholerstwo.

Wniosek z tego smutnego święta… Cieszmy się :) Jak najwięcej i każdą chwilą.

Dajcie znać jak podchodzicie do tego święta, i czy jest dla was nieco melancholijne, czy bardziej radosne (jak na przykład dla mnie dawniej, bo spotykałam się z rodziną).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz